O perwersyjnym dojrzewaniu, przygotowaniu dziecięcych aktorów do wymagających ról i poszukiwaniu języka z Kubą Czekajem rozmawia Filip Skowronek.
Filip Skowronek: Zacznijmy od odbioru filmu. Widownia jest raczej podzielona. Jak reagujesz na opinie o „Baby Bump”?
Kuba Czekaj: Z założenia robiliśmy film do rozmawiania, dyskusji, nawet kłótni, a nie taki, o którym się zapomina. Może to frazes, ale kino naprawdę nie musi być dla wszystkich. „Baby Bump” polaryzuje i to największy komplement. Bulwersuje, ale nie nudzi. Po 20 minutach, w których budujemy język filmu, widz decyduje: zostaję albo wychodzę. Szczególnie, że opowiadamy historię równoważnikami zdań, trudno mówić o opowieści płynącej od A do Z. Alfabet jest zaburzony. Film, który zapamiętamy dlatego, że się z nim nie zgadzamy? Kwintesencja kina.
Często mówi się o „Baby Bump”, że jest komiksowy, sam go tak nazywasz. Skąd wziął się ten epitet?
Hasło „komiks” utkaliśmy na własny użytek na początku prac nad filmem. Żeby się komunikować, rozmawiać o tym, jak powinna wyglądać scenografia czy kostiumy. Z operatorem rozmawialiśmy nie o filmach, tylko komiksach właśnie. Inspirowaliśmy się też wczesnymi kreskówkami Walta Disneya, z którymi ten film polemizuje.
Istotny dla tej historii jest też wyraźny kontrast.
Mamy piękne, pastelowe kolory. Niewinna animowana mysz podpowiada bohaterowi brzydkie zachowania. Coraz bardziej staje się kreskówkowym diabełkiem na ramieniu. Kontrast pojawia się, gdy piękno na zewnątrz okazuje się pozorne. Podobnie z mówieniem o dorastaniu: powie się najwyżej o pryszczach, pierwszych miłościach. Nikt nie wspomni, że to może być okres, gdy ciało staje się potworem.
Animacje Disneya, o których wspominasz, bywają perwersyjne. Podobnie perwersyjny jest „Baby Bump”.
Nawet pornograficzny. Pornografia jest wokół nas, dziwi mnie jedynie, że wielu ludzi to wypiera, nie jest w stanie tego zaakceptować. Ale oczywiście świat nie wygląda tak, jak na ekranie. To raczej próba przesunięcia, znalezienia kierunku, w którym to wszystko może zmierzać.
W filmie mamy nawet sceny rodem z body horrorów Cronenberga.
Ktoś powiedział – co mi się bardzo spodobało – że to nie jest coming of age story, tylko coming of body story. Chcieliśmy zrobić film z perspektywy ciała. Taki, żeby poczuć go fizycznie na sobie. Staraliśmy się, żeby te wydzieliny wypłynęły z ekranu. Wierzę w pamięć emocjonalną, cielesną. Całkiem niedawno zdałem sobie sprawę, że jest najtrwalsza. Nie ma nic wspólnego z intelektem. Nie wierzę też, że kino trzeba odbierać intelektualnie. Lepiej nie wiedzieć nic o filmie i powiedzieć szczerze: działa albo nie. Potem można rozkładać na części pierwsze, ale jeżeli odczuwasz film fizycznie, zostanie w tobie może nie na zawsze, ale przynajmniej na dłuższą chwilę.
A jak reagujesz na próby zaszufladkowania „Baby Bump”?
To jest kapitalne! Wygląda na to, że zrobiliśmy przed zdjęciami maraton wszystkich filmów świata, a ja tylko mówiłem: z tego weźmiemy to, z tamtego jeszcze to. Jest mi oczywiście bardzo miło, że zestawia się mnie z tuzami: od Koterskiego, przez Disneya, po Lyncha. Czułbym się zaszczycony stojąc z nimi w jednym szeregu. Ja się z tego śmieję. Zabawne, że nie ma w tym premedytacji: jestem widzem i pewne sceny ze mną zostają, ale głęboko wierzę, że pozostaję wolny.
Wróćmy do perwersji: wiele scen jest bardzo dosłownych. Jak pracować z dzieckiem, któremu nie można pokazać, na co ma zareagować?
Podczas prób to ja byłem po drugiej stronie i odtwarzałem postaci. Powtarzaliśmy pewne reakcje, by wypracować pamięć emocjonalną. Na przykład ćwiczenie z wyrywaniem jaja. Trzymam coś mocno w ręce, a Kacper wyrywając przedmiot pamięta, że był zmęczony, że jeżeli mnie dziabnie, ja to wypuszczę. Później mówiłem: pamiętasz jak mi wyrywałeś jajo, ono wypadło i mogłeś je złapać? – Tak. – To tak robimy. I jak za skinięciem różdżki przywołuje się emocje. Bardzo delikatnie, ponieważ chodzi o to, by nie utracić świeżości. Najlepsze trzeba zachować na pracę przed kamerą.
A jak komunikować się z aktorem, któremu nie można powiedzieć wprost, czego dotyczy scena?
Miałem ogromny problem, jak rozmawiać z dziećmi o cielesności. Pomógł mi Kacper. Dzieci inaczej patrzą. Nie mają dziesięciu pięter skojarzeń. Jest wzwód, to jest wzwód, nie musi wiedzieć, czym wywołany. „OK, ubieramy majtki z protezą i jest.” Na planie podchodziliśmy do tego luźno, bez tłumaczenia: ta scena jest perwersyjna. Później wszyscy myślą, że dzieciak ma traumę i został wykorzystany przez bandę filmowców. To nie tak. Jestem odpowiedzialny, nie mogę nikogo skrzywdzić. Musimy się polubić, zaufać sobie. Nie wiadomo, czy się uda, to zawsze jest do pewnego stopnia loteria. Potrzeba intuicji.
Rozmawiał: Filip Skowronek, Głos Dwubrzeża
« Uroczyste zamknięcie Dwóch Brzegów Kino bezkompromisowe – Agnieszka Podsiadlik »
ZNAJDŹ NAS